Handel ucieka do… sieci
„Obyś żył w ciekawych czasach” – jeszcze do niedawna to stare chińskie przysłowie (przekleństwo?) wydawało się abstrakcją dla współczesnego człowieka. Ale biorąc pod uwagę obecną sytuację na świecie, zwłaszcza w dziedzinie gospodarki, można odnieść wrażenie, że jej złowieszcze przesłanie właśnie realizuje się na naszych oczach. Jednak po początkowej ogólnej panice i tąpnięciach na rynkach finansowych, katastrofa ta szybko zmieniła wektor i przyniosła niespodziewane korzyści dla wybranych rekinów tego świata. Dobrym przykładem może być Jeff Bezos i jego imperium – Amazon. Jak donosi „Puls Biznesu”, Amerykanin odnotował niespotykany dotąd wzrost wartości zarówno majątku (mimo że i tak jest najbogatszy na globie), jak i swojego e-biznesu. Na drugim biegunie znalazły się takie branże takie jak: HoReCa, eventowa, sportowa czy ogólnie rozrywkowa. No dobrze, ale jak to wszystko ma się do polskiego, drobnego przedsiębiorcy, który prowadzi swój sklepik internetowy?
Online is a king!
Ma i to bardzo dużo. Warto przypomnieć, że każdy kryzys oczyszcza rynek z podmiotów, które prowadziły nierozważną politykę finansową (np. permanentne finansowanie działalności kredytem) czy opierały się na przestarzałych modelach biznesowych. Jaki był ich wspólny mianownik? Brak innowacji oraz brak kanału sprzedaży, jakim jest sklep internetowy. Słowem, zrobiło się miejsce – dla rzutkich i kreatywnych mikroprzedsiębiorców, którzy elastycznie dostosowują się do zawirowań ekonomicznych. To oni szybko reagują oraz jeszcze szybciej uczą się nowych rzeczy i nie muszą przedzierać się przez czasochłonne korporacyjnie procedury. Dla nich wybór był prosty – sprzedaż online.
Touchpadem na zakupy
No dobrze, ale mimo wszystko jest kryzys i konsumenci raczej tną wydatki. Dlaczego mali przedsiębiorcy mieliby właśnie teraz rozpocząć ofensywę? O elastyczności było wyżej,
ale jest jeszcze drugie dno: założenie prostego sklepu internetowego wiąże się z niskim kapitałem wejściowym, a pozwala na dotarcie do klientów z całego świata. Choć teraz raczej należy skupić się na rynku krajowym, a często nawet lokalnym. Co jeszcze na początku roku, było nie do pomyślenia.
Poza tym, popatrzmy oczami klienta: zakupy w dobie epidemii są gehenną ze względu na powszechne wymogi sanitarne. Przykładowo, zrobienie podstawowych zakupów żywnościowych dla całej rodziny na kilka dni wiąże się ze staniem w dwóch kolejkach, dezynfekcją na każdym kroku oraz noszeniem masek ochronnych i rękawiczek. A to wszystko zabiera masę czasu, nerwów i być może zdrowia, jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
A teraz, dla odmiany (wciąż będąc klientem), rozsiadamy się w wygodnym fotelu. Bierzemy laptopa, popijając kawę i klikamy w produkty jak w oldschoolowej grze w statki. Jeszcze parę kliknięć, wybór płatności bezgotówkowej i voilà! Czekamy tylko na kuriera, który dostarczy cenne zdobycze. Wybór formy zakupów jest oczywisty.
Kuj żelazo, póki gorące
Dramatyczna zmiana warunków gospodarczych dobitnie pokazała, że ucieczka handlu do sieci stała się faktem i wszystko wskazuje na to, że trend ten utrzyma się w najbliższej przyszłości. Za takim obrotem spraw, przemawiają głównie kwestie praktyczne oraz aspekt psychologiczny, który został ukształtowany przez epidemię. Tak czy siak, e-handel to ogromne możliwości na zbudowanie i umocnienie swojej marki oraz niezły zarobek. „Gazeta Wyborcza” podaje, że liczba e-zamówień produktów spożywczych w I poł. marca br. wzrosła o 239 %. Nieco mniejsze, ale znaczące wzrosty odnotowano też w takich grupach zakupowych jak: „zdrowie i uroda” (138 %), „elektronika” (66 %) i „artykuły dziecięce” (60 %). Tak wielka dynamika w sferze handlu, przywodzi na myśl jedynie czasy transformacji ustrojowej.